Patrzę na moje mieszkanie i dopada mnie nostalgia. Ładnie tu. Nawet bałagan na tymczasowym stole mi nie przeszkadza. Leżą na nim głównie materiały do nauki francuskiego. „Mes hommes” jak mawia Sophie nasza nauczycielka francuskiego czyli "moi mężczyźni", uczą się od marca tego języka. Bardzo dobrze im idzie jak na pewną nieregularność w tej nauce. Nie zawsze oni mają czas, niekiedy Sophie gdzieś podróżuje.
Ale zapał jest, to
najważniejsze. Na pewno już na miejscu,
choć nie będzie łatwo na początku, rozwiną się lingwistycznie i będą zmuszeni
do nauki. Szczególnie Maksio. Dwóch języków. Dostał się do szkoły dwujęzycznej:
z angielskim i francuskim. Ta szkoła podobno jest bardzo dobra i wielu Francuzów marzy, aby posyłać do niej swoje dzieci. Mi bardzo się podoba maksyma tej szkoły: "une tete bien faite que bien pleine" czyli mniej więcej "nie chodzi o to, aby w głowie były same wiadomości, ale aby głowa była dobrze poukładana".
Maks był bardzo zmotywowany, aby dobrze wypaść na rozmowie kwalifikacyjnej. Dzwonił do nas pan Giovendo – dyrektor szkoły i rozmawialiśmy. Zadawał pytania po angielsku. Maks się przygotował wraz z panią Marysią od angielskiego, która przychodzi do niego do domu. Miał napisane różne zdania i powtarzał je wieczorem i rano! Wzruszyłam się, bo naprawdę mu zależało! Chciał dobrze wypaść i podczas swojej pierwszej w życiu rozmowy telefonicznej po angielsku chciał jeszcze dłużej rozmawiać z dyrektorem! Dyrektor nie miał już tyle czasu, ale pochwalił go za mocny głos i aktywność. Na koniec rozmowy powiedział nam, że przyjmuje Maksa, że takich właśnie dzieci potrzebuje ta szkoła, że jej misją jest edukacja dzieci z różnych krajów i tworzenie międzynarodowych więzi. Nie wiemy czy miał na myśli, że potrzebuje polskiej narodowości czy coś innego, a jeśli polskiej to czy są tam inne dzieci z Polski czy nie. Dowiemy się już pewnie gdy rozpocznie się rok szkolny.
Tak że radość nasza z dostania się do tej szkoły była wielka. Panie w jej sekretariacie przy pierwszym spotkaniu zniechęcały nas, mówiąc, że jest tylu chętnych i że już minął termin zgłaszania się, że mieliśmy naprawdę niewielką nadzieję, że się uda. Ale udało się! Pewne informacje głosiły, że rodzina Mullier zainwestowała w rozbudowę tej szkoły, z myślą właśnie o międzynarodowych dzieciach, także pracowników grupy, i to by było wbrew tej misji nie pomóc dziecku pracownika Adeo. Może to też miało znaczenie?
Maks był bardzo zmotywowany, aby dobrze wypaść na rozmowie kwalifikacyjnej. Dzwonił do nas pan Giovendo – dyrektor szkoły i rozmawialiśmy. Zadawał pytania po angielsku. Maks się przygotował wraz z panią Marysią od angielskiego, która przychodzi do niego do domu. Miał napisane różne zdania i powtarzał je wieczorem i rano! Wzruszyłam się, bo naprawdę mu zależało! Chciał dobrze wypaść i podczas swojej pierwszej w życiu rozmowy telefonicznej po angielsku chciał jeszcze dłużej rozmawiać z dyrektorem! Dyrektor nie miał już tyle czasu, ale pochwalił go za mocny głos i aktywność. Na koniec rozmowy powiedział nam, że przyjmuje Maksa, że takich właśnie dzieci potrzebuje ta szkoła, że jej misją jest edukacja dzieci z różnych krajów i tworzenie międzynarodowych więzi. Nie wiemy czy miał na myśli, że potrzebuje polskiej narodowości czy coś innego, a jeśli polskiej to czy są tam inne dzieci z Polski czy nie. Dowiemy się już pewnie gdy rozpocznie się rok szkolny.
Tak że radość nasza z dostania się do tej szkoły była wielka. Panie w jej sekretariacie przy pierwszym spotkaniu zniechęcały nas, mówiąc, że jest tylu chętnych i że już minął termin zgłaszania się, że mieliśmy naprawdę niewielką nadzieję, że się uda. Ale udało się! Pewne informacje głosiły, że rodzina Mullier zainwestowała w rozbudowę tej szkoły, z myślą właśnie o międzynarodowych dzieciach, także pracowników grupy, i to by było wbrew tej misji nie pomóc dziecku pracownika Adeo. Może to też miało znaczenie?


